środa, 29 kwietnia 2015

Kreatywna mama

Czy znane są tobie, droga mamo momenty totalnej beznadziei, kiedy twoje dziecko jest chore już trzeci tydzień, pranie i sprzątanie zdają się nie mieć końca, drugie dziecko ciągle coś od ciebie chce, praca zawodowa utkwiła w punkcie, a  Ty - wychodzisz już z siebie, no bo z domu wyjść nie masz jak. Sądzę, że wiesz o czym piszę i te chwile kiedy zostawiłabyś to wszystko w ch...rę i oddała się błogiemu lenistwu marzą się tobie od samego rana, jednocześnie przeplatając z myśleniem o niebywaniu w świecie, w sklepach  lub pracy. Ja dobrze znam te momenty i od dawna głowię się jak wykorzystać te chwile utkwienia w domu, w miejscu,  które zabierają więcej energii niż jej dostarczają. Rozwiązanie, które do mnie przyszło ostatnio  jest zaskakująco proste. Poddać się. Walka zdaje się nie mieć sensu, bo nie prowadzi do konstruktywnych rozwiązań. Walcząc i jeszcze na dodatek popychając się do ciągłego poprawiania czy poganiania sytuacji traci się mnóstwo cennej energii. Poddałam się zatem temu rytmowi życia i na pewien czas zapadłam w totalnie powolny stan, w którym nic się nie chce, panuje brak inspiracji,  nic się nie zmienia a żyć jakoś trzeba. Ku mojemu zaskoczeniu z tego stanu wyłoniły się najfajniejsze pomysły jakie kiedykolwiek miałam. Mało tego, nie wiem  skąd wyskoczyła chęć ich realizacji, a na dodatek pojawiły się zbiegi okoliczności, rozmowy, ludzie, sytuacje, które jak na srebrnej tacy podały mi wszystko to czego potrzebowałam. Kreatywność się odblokowała sama. Przyszła z pozornej beznadziei. Wierzę, że każda mama jest mistrzynią kreatywności. Wierzę, że każda z nas w tych momentach 'bez wyjścia' może znaleźć źródło ogromnej inspiracji i nie tylko do zabawy z dziećmi czy smażenia naleśników. Jestem przekonana, że każda mama może  dzięki byciu i akceptacji tego 'bycia' odkryć swój niepowtarzalny talent i realizować go w świecie. 
Moja krótka recepta na kreatywność - szczypta akceptacji i łyżka  niedocenianej nudy.  

środa, 28 stycznia 2015

Dumna Matka

Bardzo poruszył mnie ostatnio przeczytany artykuł, który ukazał się w Wysokich Obcasach Wojciecha Orlińskiego o froncie mizoginistycznej jedności narodu. Autor zwrócił uwagę na fakt, iż w naszej kulturze niezależnie czy kobieta, matka robi coś lub czegoś nie robi i tak zawsze ktoś oceni ją (lub sama to zrobi), że robi 'źle'. Muszę przyznać, że jest to prawda. Nie spotkałam jeszcze kobiety czy kobiety-matki, która nie miałaby jakiś dylematów czy to co robi jest właściwe, słuszne, 'dobre', lub nie usłyszała chociaż raz krytycznej uwagi pod adresem swoich działań. Dodam też, że  zawsze będąc z dziećmi czy to w tramwaju, knajpie czy muzeum spotka mnie czyjeś pogardliwe tudzież krytyczne spojrzenie, niezależnie od tego, czy moje dzieci siedzą cicho i spokojnie, czy wygłupiają się i skaczą po kałużach. Paradoksalnie najgorsze są starsze panie, które nie szczędzą sobie komentarzy i dobrych rad. Jest coś w tym okropnym poczuciu, że matka z dziećmi to obywatele jakiejś dziwnej, gorszej  kategorii. Tak jakby łatwy cel, dający innym prawo do wtrącania się i oceny. Prawdziwie zaskakujące odkrycie. A dzisiaj idąc ulicą ze swoim iście anielskim synem miałam to samo poczucie, ale postanowiłam coś z nim zrobić. Co to ma być, pomyślałam. Ja, matka, mam się czuć winna, że jestem matką!? OOOO nieeeeeee. Ja się czuję z tego dumna. To jest ogromny przywilej i niezwykła rola i od dzisiaj nadaję byciu matką ogromną wewnętrzną rangę. Od dzisiaj idę ulicą i jestem dumna z bycia mamą i tym poczuciem będę zarażać innych i nie będę zwracać uwagi na wszystkich 'wtrącaczy' i będę dodawać wartości tej roli każdego dnia. Dumna Matka Pociecha od dziś i na zawsze!