wtorek, 7 października 2014

Matka w niedyspozycji.

Chwilowa sytuacja unieruchomienia i uziemienia w domu sprawiła, że zupełnie innym okiem spojrzałam na to wszystko czym zajmuję się na co dzień. Zawsze wydawało mi się, że obowiązków mam dużo przy dwójce dzieci, domu, pracy i rozwijaniu siebie,  ale nie myślałam, ze tego jest tyyyle. Leżąc teraz czy siedząc i wydając polecenia domownikom – zrób to, przynieś tamto, schowaj, pamiętaj, podaj, podnieś – aż głowa mnie rozbolała od samego gadania. Od razu pomyślałam, że każda mama, która nie korzysta z pomocy przynajmniej 2 osób ma przerąbane. Teraz przy organizacji mam wsparcie mamy, taty, siostry, męża  a i tak w domu muszę ogarnąć.  Co zatem robię? Kuśtykam o kulach i odkurzam, ładuję pralkę i rozładowuję, zmywam i pod nosem przeklinam. Chcę mieć już swoją zdrową nogę, żeby za chwilę złapać się na refleksji, że jak już sprawność odzyskam to ta praca kilku osób znowu spadnie  na mnie.  Po coś ta cała afera z nogą się wydarzyła. Już nie mogę siebie nadużywać milionem obowiązków. Muszę po prostu muszę cedować je na innych. Trudno, że rodzice to para starszych państwa, trudno, że siostra ma swoje dzieci, trudno, że mąż ma dużo pracy. Ja jestem matką dwójki dzieci, do tego zarabiającą poza domem. Co jest z tym cholernym światem, że chce ciągle wszystko zwalać na barki, plecy i nogi kobiet?!!  I dlaczego większość z nas  kobiet nadal się temu poddaje?! Bierze te wszystko na siebie zamiast z pełnym do tego prawem angażować innych, zlecać zadania, tupać albo leżeć i żądać? Nie dziwię się już depresjom, chorym kręgosłupom, frustracjom i innym nieprzyjemnościom, jakie spotykają kobiety.  Jak to wszystko można samej znosić? Nie da się po prostu! Dzisiaj marzę o prawdziwej globalnej wiosce, w której społeczność będzie pomagała wychowywać dzieci, a nie tylko gadać co powinnyśmy, co nam wolno i jakie to jesteśmy roszczeniowe. I marzę o tym, żebym wreszcie sama nie ulegała tej presji porządku, organizacji i  brania na siebie i że wreszcie sama z siebie a nie z przymusu chorej nogi  poleżę sobie tydzień z pilotem w ręku i herbatką na stoliczku!