Dzisiaj, w drodze z przedszkola do domu byłam świadkiem pewnej sceny. Dwie bardzo zdenerwowane mamy biegały wkoło budynku, blisko jakiegoś punktu przedszkolnego i gorączkowo nawoływały swoje dzieci. Kątem oka widziałam te dzieciaki, potem kolor kurtki jednego z nich mrugną mi na pobliskim placyku. Przez chwilę poczułam to straszliwe uczucie, że dziecko znika z pola widzenia i nigdzie go nie ma. Masakra. Inaczej nie da się tego określić. Masakra, lęk, panika. Pomogłam tym mamom odnaleźć swoje dzieciaki, które w najlepsze harcowały na zjeżdżalni. Kiedy się odnalazły, oczywiście dostały burę. To było do przewidzenia, sama pewnie bym się wściekła, gdyby moje pociechy czmychnęły przez ulicę i oddaliły się ode mnie w ten sposób. Rozumiem te mamy, ale to co potem mówiły do dzieci i jak je odpychały z powodu tego co zaszło nie było już dla mnie takie zrozumiałe. Jedna powiedziała, że za karę dziecka nie przytuli, a druga, że odwoła jutrzejsze urodzinowe przyjęcie. Osobiście uważam, że dziecka w żadnej sytuacji nie wolno odtrącać emocjonalnie, nawet jeśli przeskrobie coś takiego. Po drugie nie powinno się w ten sposób 'karać' dziecka. To kolejna masakra. Dobrze jest wyrazić swoje uczucia, złość. To rozumiem, ale kara? Czego uczą dzieci kary i nagrody? Że rzeczy są ważniejsze od nich. Jak będziesz grzeczna, to kupię ci xyz. Jak nie będziesz grzeczna to nic ci nie kupię. Uczymy dzieci zależności od rzeczy i poczucia, że coś materialnego jest potencjalnie lepsze od nich i że same mogą być gorsze od tych rzeczy. Kolejna masakra. Żadna rzecz nigdy nie może być lepsza od człowieka, a człowiek gorszy od rzeczy. Dzisiejsze zajście to dla mnie wielka nauka. Ja nie chcę, aby moje pociechy czuły się gorsze od potencjalnej czyhającej 'kary' czy 'nagrody'. Dlatego nie stosuję ani jednego, ani drugiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz