Dzisiaj moja córka, niespełna 7 letnia wzięła udział w szkolnych zawodach pływackich. Sama, z własnej woli wystartowała aż trzema stylami. Miała troszkę pietra, wiadomo, jak to przed tego typu wydarzeniem, ale popłynęła. Ja, z radością obserwowałam jak świetnie sobie daje radę i potrafi zorientować się co i jak, gdzie i kiedy. Trochę nie była pewna jakim stylem ma płynąć, ale zapytała pani instruktor i ciach! Popłynęła. I nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ja czułam takie emocje, jakich nigdy nie doświadczyłam. Adrenalina połączona z nerwami, dumą i wzruszeniem, coś niesamowitego. Taki koktajl emocjonalny że hej! A przecież sama mówiłam córce, że to przecież tylko zabawa... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale pozostałe mamy obecne na zawodach czuły się chyba podobnie, bo dziwny uśmiech nie schodził im z twarzy i nerwowo krążyły wokół basenu. To niezwykłe, że będąc mamą można doświadczyć czegoś podobnego. Domyślam się, że podobne przeżycia i emocje to chyba tylko można poczuć skacząc na bungee.
środa, 26 listopada 2014
wtorek, 25 listopada 2014
mama bierze wszystko
Ostatnio przyglądam się ciekawemu zjawisku. Według pewnej teorii matka zawsze chroni instynktownie swoje dziecko i zapewnia opiekę. Matka bierze od dziecka wszystko co negatywne. Obserwuję swoje dzieciaki i widzę, że ta zasada działa. Kiedy ja przeżywam różne stany emocjonalne od lekkich smuteczków po ciężkie doły to moje dzieci nic takiego nie odczuwają. Są wesołe, beztroskie i zadowolone. Tak jakbym stanowiła barierę ochronną przez wpływami otoczenia tudzież "pola". Moje odkrycie bardzo mnie zaskoczyło, ale też napełniło przekonaniem, że świetna ze mnie mama:) Teraz wystarczy, że ja oddam to co trudne dla mnie swojej mamie i wszystko gra:) Zasada ta działa oczywiście w przypadku każdego, jeśli trapi cię coś ciężkiego powiedz sobie w duchu lub na głos "Mamo, weź to ode mnie" i już tego nie ma! Dla potwierdzenia mojej teorii podam przykład. Kiedy bardzo bolało mnie kolano i cierpiałam z bólu powtarzałam sobie w duchu to zdanie. Moja mama nagle dzwoni do mnie i mówi: "wiesz, co chyba wzięłam od ciebie twój ból, bo nagle strasznie zaczęło boleć mnie kolano", a nic nie wiedziała o moim tajemnym zdaniu:) It works! Dla osób bardziej wierzących zawsze można poprosić wyższe kobiece bóstwo, lub babkę, prababkę lub wszystkie kobiety świata. Love my mama
wtorek, 11 listopada 2014
Wartościowa nuda
Przeczytałam niedawno artykuł o tym, że w dzisiejszym świcie każda mama jest skazana na frustrację. Związane jest to ponoć z faktem, że wyścig szczurów zaczyna się już bardzo wcześnie a lista umiejętności które powinny przyswajać maluchy jest bardzo długa. Nie każda mama ma finansowe zasoby, aby zapewnić dziecku lekcje tańca, tenisa, angielskiego, pływania itp. A przecież już dziesięciolatek powinien te wszystkie umiejętności nabyć. I tu rodzi sie frustracja, bo jak mnie nie stać to oznacza, że niezapewniający dziecku dobrego startu, a to oznacza, że nie jestem wystarczająco dobrą mamą... Ja mam inny pogląd na tentemat, choć przyznaję, że momentami ulegam presji doszkalania dzieci w coraz to nowych dziedzinach. Zaraz jednak się zatrzymuję, bo wracają wspomnienia z czasów kiedy to ja miałam wypełnione każde popołudnie zajęciami, a nawet sobotnie poranki. Super, że teraz znam języki, super, że posiadam liczne umiejętności, które rozwinęły mnie, ale w dużej mierze nie są przydatne do życia. To zyskałam, a co straciłam to czas wolny, możliwość pońudzenia się i poznania siebie oraz Odnalezienia tego co lubię a czego nie lubię robić. Zawsze wszystko było narzucone, zaplanowane. Dużo czasu zajęło mi wyłuskanie z tego gąszcza prawdziwej pasji i siebie. Dzisiaj ograniczam dodatkowe zajęcia dzieciom do tych naprawdę niezbędnych i tych, które same wybierają bo sprawiają im przyjemność. Większość czasu zostawiam im na zabawę i na czas spędzony wspólnie nawet jeśli oznacza wspólną nudę na kanapie. Nuda jest wartościowa i bardzo bardzo twórcza.
Subskrybuj:
Posty (Atom)