Czy znane są tobie, droga mamo momenty totalnej beznadziei, kiedy twoje dziecko jest chore już trzeci tydzień, pranie i sprzątanie zdają się nie mieć końca, drugie dziecko ciągle coś od ciebie chce, praca zawodowa utkwiła w punkcie, a Ty - wychodzisz już z siebie, no bo z domu wyjść nie masz jak. Sądzę, że wiesz o czym piszę i te chwile kiedy zostawiłabyś to wszystko w ch...rę i oddała się błogiemu lenistwu marzą się tobie od samego rana, jednocześnie przeplatając z myśleniem o niebywaniu w świecie, w sklepach lub pracy. Ja dobrze znam te momenty i od dawna głowię się jak wykorzystać te chwile utkwienia w domu, w miejscu, które zabierają więcej energii niż jej dostarczają. Rozwiązanie, które do mnie przyszło ostatnio jest zaskakująco proste. Poddać się. Walka zdaje się nie mieć sensu, bo nie prowadzi do konstruktywnych rozwiązań. Walcząc i jeszcze na dodatek popychając się do ciągłego poprawiania czy poganiania sytuacji traci się mnóstwo cennej energii. Poddałam się zatem temu rytmowi życia i na pewien czas zapadłam w totalnie powolny stan, w którym nic się nie chce, panuje brak inspiracji, nic się nie zmienia a żyć jakoś trzeba. Ku mojemu zaskoczeniu z tego stanu wyłoniły się najfajniejsze pomysły jakie kiedykolwiek miałam. Mało tego, nie wiem skąd wyskoczyła chęć ich realizacji, a na dodatek pojawiły się zbiegi okoliczności, rozmowy, ludzie, sytuacje, które jak na srebrnej tacy podały mi wszystko to czego potrzebowałam. Kreatywność się odblokowała sama. Przyszła z pozornej beznadziei. Wierzę, że każda mama jest mistrzynią kreatywności. Wierzę, że każda z nas w tych momentach 'bez wyjścia' może znaleźć źródło ogromnej inspiracji i nie tylko do zabawy z dziećmi czy smażenia naleśników. Jestem przekonana, że każda mama może dzięki byciu i akceptacji tego 'bycia' odkryć swój niepowtarzalny talent i realizować go w świecie.
Moja krótka recepta na kreatywność - szczypta akceptacji i łyżka niedocenianej nudy.